Co się czuje, gdy odchodzi Legenda? Smutek, żal, ból i niedowierzanie… Kolejna ogromna strata: Wilkosz, Klukowski, Blajda, a teraz przychodzi mi żegnać Pochronia – „Nie odlatujcie chłopaki / Na służbę do Pana Boga / Przecież tyle wypiło się wina / Tyle dziewczyn tuliło na schodach // Tak wam spieszno do posad / W niepojętym błękicie / Co wam chłopcy do tego / Gdy pod ręką jest życie”.
Józiu Pochroń to był człowiek instytucja. Odwiedziłem go tydzień temu w szpitalu, razem z ekipą tarnowską: Andrzejem Hycnarem i Maćkiem Rodzajem. Był już pogodzony z tym, co ma nadejść. Ucieszył się, ale brakowało tej jego iskry, a przecież zawsze był pogodny, uśmiechnięty i kipiący humorem. Wspomniałem, że obiecał mi wspólny turniej i ja czekam, a on tylko odpowiedział – obiecałem, ale nie dotrzymam słowa. Już chyba nie wierzył w poprawę, ale wzruszony dziękował za pamięć o nim.
A jak nasza znajomość się zaczęła? W 2011 roku, jeszcze jako Prezes Tarnowskiego Związku Brydża Sportowego, pomagałem organizować turniej – Memoriał Czesława Kuklewicza. Odbył się on w Radłowie, miejscu urodzenia i pochówku Kuklewicza. Pomysłodawcą turnieju był radłowianin, brydżysta Tadek Urbanek. A ponieważ Józef Pochroń urodził się nieopodal Radłowa, w Biskupicach Radłowskich, to od drugiej edycji memoriału był jego specjalnym honorowym gościem i uczestnikiem. Tam rokrocznie spotykaliśmy się. Józiu zawsze był tak spragniony brydża, że na jednym turnieju się nie kończyło.
Te Biskupice Radłowskie to był jego matecznik i wielka miłość. Tam w domu rodzinnym zaczynał grać w karty z dorosłymi i o dziwo, najczęściej wygrywał. Tak narodziła się jego miłość do kart, a później do brydża.
Przyjeżdżał do Tarnowa rok w rok. Dzięki niemu grywaliśmy i grywamy od czasu do czasu w Tarnowie małe indywiduele (również bardziej oficjalne, które np. teraz organizuje Andrzej Hycnar – „Duplikacik Renaci”), bo gdy przyjeżdżał, to od razu zaznaczał, że się spotykamy i gramy. No to zbieraliśmy się, grali i toczyli „nocne Polaków rozmowy”, nie tylko o brydżu. Zwykle spotykaliśmy się u Krzyśka Rodaka, który jest z Józiem spokrewniony. Obowiązkowo wpisowe i pełne koło. Musiał być w czubie, obojętne, czy to był turniej ogólnopolski, lokalny, czy zwykły brydżyk na spotkaniu towarzyskim. Chciał zawsze wygrywać.
Zdjęcie z jednego z naszych spotkań – dokładna data zapamiętana – 15 lutego 2014 r. Skąd taka pamięć do daty? Ano my graliśmy w brydża, popijaliśmy od czasu do czasu Miodulę, a Kamil Stoch i Zbigniew Bródka zdobywali złote medale na igrzyskach w Soczi.
Na zaproszenie na Benefis Andrzeja Wilkosza w 2012 roku odpowiedział od razu, obiecał, że będzie, i obietnicy dotrzymał – zjawił się na Benefisie z upominkiem od Pomorskiego Związku Brydża oraz z własnym prezentem – wędzonym łososiem prosta znad morza.
Spotykaliśmy się w Tarnowie, Krakowie, no i oczywiście w jego Gdańsku. W Gdańsku, do którego dotarł z Biskupic przez Wrocław za swoją miłością – żoną Wiesią. Tu skończył studia na Politechnice Gdańskiej i tu zaczął grać w brydża.
Gdy tarnowska ekipa zjawiała się na Kongresie Bałtyckim, zawsze organizował wspólną kolację – albo u niego w domu, albo u syna, albo w restauracji. Zawsze gościnny, uśmiechnięty i chętny do rozmowy. Wpisać się w jego kajecik na Kongresie Bałtyckim było niezwykle ciężko. Brakowało go na tegorocznym Kongresie, choć rozmowy o nim przewijały się codziennie.
To on między innymi namawiał mnie do startu w wyborach na Prezesa PZBS i on podczas Walnego Zgromadzenia w 2016 roku wygłosił laudację, a podczas wspólnej kolacji w lipcu po wyborach jego żona Wiesia dała mi uroczą torebkę z przypiętym napisem „Hurraa Witamy Prezesa!”.
A jako brydżysta – wyrozumiały partner i mający jedną wspaniałą cechę tych największych: gdy zrobił błąd, to po prostu przepraszał. Starał się nie pouczać, chwalił za skuteczność. Był Wielkim Graczem z dużą wyobraźnią i wyczuciem, świetnie rozgrywał. Tak geniusz Pochronia opisywał Janusz Korwin Mikke:
Odejście Józia to wielka strata zarówno dla polskiego brydża, jak i dla wielu z nas osobiście. Andrzej Hycnar napisał „Dla mnie i dla Reni był niezwykle życzliwym człowiekiem, myślę że mogę go nazwać naszym przyjacielem. Tej dobrej aury i niezwykłej chęci do życia, jaką miał Józiu, będzie mi bardzo brakowało. […] Dziękuję Józiu, że razem z Renią spotkaliśmy Cię w tym życiu”. Ja mogę się tylko dołączyć i powtórzyć to samo – Dziękuję Józiu, że dane mi było Cię spotkać.