Wrocławskie reminiscencje

hala_stulecia_wroclaw.jpg

Zabieram się za ten tekst od dawna. Mijają dzisiaj dwa tygodnie od Ceremonii Zamknięcia Olimpiady we Wrocławiu i mam nadzieję, że spokojnym okiem uda mi się spojrzeć na czas spędzony w tegorocznej Europejskiej Stolicy Kultury (w moim przypadku były to trzy tygodnie). A nie jest to łatwe – dopiero dzisiaj znalazłem spokojną chwilę na powrót myślami, do Wrocławia. Ceremonia Zamknięcia to był jeszcze czas dużego napięcia, dlatego w momencie jej zakończenia poczułem wielką ulgę. Właściwie emocje opadły, gdy zszedłem ze sceny po przemówieniu pożegnalnym.

Okres przed mistrzostwami był niesamowicie gorący, dopinaliśmy jeszcze wiele spraw związanych z organizacją mistrzostw. Mocno się tego wszystkiego obawiałem, nie lubię robić wszystkiego na ostatni moment, ale tu nie było wyboru. To były takie chwile, kiedy bardzo żałowałem, że po wyborach w czerwcu nie ustawiłem się z boku jako obserwator „już przygotowanej imprezy”. Telefon był rozgrzany do czerwoności na tyle, że jadąc z Warszawy do Wrocławia, przejechałem zjazd autostradowy w Łodzi i pognałem na Poznań.

Od momentu rozpoczęcia Olimpiady starałem się być cały czas do dyspozycji wszystkich, ale też nie wtrącać się i nie ingerować w sprawy, za które odpowiedzialny był WBF. Byłem cały dzień na Hali Stulecia, wszyscy wiedzieli, gdzie mnie znaleźć, i gdy tylko była taka potrzeba, korzystali z tego. Tylko raz złamałem swoje postanowienie, gdy Kamila Szczepańska powiedziała mi, że w czwartym dniu zawodów otwartych kobiety rozpoczynają grę półfinałową w pełnym składzie od nowa, bez żadnego carry-over. Taką informację podał graczom Sławek Latała. Było to dla mnie tak nieprawdopodobne, że postanowiłem zareagować. Pomyślałem, że trzeba przynajmniej przyznać nagrody zawodnikom za te trzy dni grania. Interwencja była, ale okazała się niepotrzebna, bo informacja była nieprawdziwa. Przyjęta przeze mnie postawa przyniosła już po kilku dniach rewelacyjne efekty – podchodzili do mnie zagraniczni pracownicy staffu i w prywatnych rozmowach dziękowali za atmosferę i wspaniałe warunki do pracy. Mówili o tym również na pożegnalnej kolacji staffu, podkreślał to także prezydent Rona, i to nie w oficjalnych wystąpieniach, ale w prywatnych rozmowach. Trzy dni temu dostałem maila w innej sprawie, ale między innymi z takimi słowami „I really had a great time in Wroclaw and once again I want to thank you for your warmly and friendly attentions to me and congratulate you and Marek and your colleagues and staff for the excellent organisation of the event and for the dedicated cooperation given in running the championship, which achieved a tremendous success”.

Bardzo zaangażowany byłem w sprawy naszych reprezentantów. Chciałem być blisko zawodników i kibicowałem im cały czas – razem z nimi cieszyłem się i płakałem. Czy odnieśliśmy sukces sportowy? Ja uważam, że tak – brązowy medal w najważniejszej kategorii Open jest moim zdaniem olbrzymim sukcesem. Wszak to dopiero nasz czwarty medal w tej kategorii. Dwa medale w otwartych zawodach mikstowych też bardzo cieszą. Czy apetyty przypadkiem nie były większe? Oczywiście, że były – liczyłem jak zwykle na seniorów (nie mogłem uwierzyć w porażkę z Australią), zaciskałem niesamowicie kciuki za panie (i do ostatnich rozdań ćwierćfinałowego meczu z Francją wierzyłem w nasze zwycięstwo), miksty były moim czarnym koniem (niestety, zabrakło chyba trochę doświadczenia, ale tak zmobilizowanych zawodników, których zobaczyłem na początku mistrzostw, dawno nie widziałem, serce rosło), a później w zawodach otwartych też kilka szans przeszło nam koło nosa. Nie wszystko się udało, ale taki jest sport – są radości i smutki, wzloty i upadki. Cieszyłem się, że w całej ekipie była bardzo dobra atmosfera i że drużyny trzymają się razem. Dziękuję wszystkim reprezentantom – zawodniczkom, zawodnikom, kapitanom i coachom. Byliście wspaniali i dzięki Wam oprócz obowiązków były chwile niesamowitych sportowych emocji.

Chciałbym serdecznie podziękować tym wszystkim, którzy pomagali. Wymieniam tylko kilka osób z nazwiska, ale moje podziękowania kieruję do wszystkich polskich współpracowników  – caddisów, prowadzących transmisję BBO, pracowników technicznych, hospitality i IT, opiekunów młodzieży, tych zajmujących się transportem, powielających karty i sędziów – bardzo serdecznie dziękuję za Wasze zaangażowanie i pomoc. To dzięki Wam wszystko się udało.

Szczególne podziękowania kieruję do:

Kasi Dufrat, która czuwała nad umowami ze sponsorami i pilnowała wykonania wszystkich zawartych w nich postanowień. Kasia bardzo nas w tym względzie pilnowała i mam nadzieję, że ta jej praca nie odbiła się na wyniku sportowym. Zaraz po rozpoczęciu mistrzostw i kolejnym mailu Kasi napisałem do niej: „Kasiu, myśl już tylko o grze!”, ale nie wiem, czy pomogło.

Pani Katarzyny Garstki, która opiekowała się nami ze strony Hali Stulecia. Naprawdę bez jej pomocy, uśmiechu i życzliwości trudno byłoby poradzić sobie z problemami, z którymi codziennie zmagaliśmy się.

Leny Leszczyńskiej, która ogromnym nakładem pracy stworzyła mnóstwo materiałów reklamowych, nadzorowała i pilnowała ich wykonania. Ubrała wszystkie reprezentacje w jednakowe stroje (uwierzcie, nie było to łatwe). Pomagała przy Ceremonii Otwarcia i Zamknięcia, i oczywiście stworzyła wspaniały, ogromny młodzieżowy projekt „Bridge – smarter evey game”, który mocno zaistniał w drugim tygodniu trwania Olimpiady we Wrocławiu, ale o tym projekcie jeszcze trzeba sporo napisać. Lena to wszystko zrobiła bez zaangażowania tysięcy pomocników i, co szczególnie warte podkreślenia, bezinteresownie. Wielki szacunek!

Sandry Różańskiej, która w drugim tygodniu przejęła część moich spraw bieżących, dwoiła się i troiła. Dzięki niej po raz pierwszy miałem „President’s Assistance” (myślę, że zazdrościcie).

Staszka Gołębiowskiego, bez którego te mistrzostwa nie miałyby żadnej szansy się odbyć we Wrocławiu. Jego kontakty, zaangażowanie i niesamowita energia pomagały na każdym kroku. Gdy pojawiał się jakiś problem, to ja jeszcze nie skończyłem mówić, a Staszek już dzwonił. Choć muszę też przyznać, że współpraca nie należała do takich, które nazwałbym łatwymi.

Marka Małysy, który w trudnym dla nas momencie wziął odpowiedzialność za przebieg zawodów z naszej strony i wykonywał tytaniczną pracę w codziennych kontaktach z WBF. Marek przychodził na Halę najwcześniej i był do dyspozycji cały dzień. Ogromne podziękowania nie tylko moje, ale również ze strony WBF, oni oceniali, że to były jedne z najlepszych mistrzostw.

Zbyszka Sobczyka, który nadzorował ekipą techniczną. Nadzorował – to mało powiedziane, Zbyszek był prawdziwym skarbem i cieszę się, że mogliśmy razem współpracować.

Michała Wittenbecka, który wziął odpowiedzialność za transport, czyli najtrudniejszy temat, który nas spotkał przy organizacji Olimpiady. Było gorąco i niełatwo, ale dzięki ekipie Michała i pomocy Marka Małysy udało się w miarę bezboleśnie problemy transportowe rozwiązać. Michał pomagał nam też w sprawach doboru lokali na kolacje i tu również jego propozycje okazały się strzałem w dziesiątkę.

Marka Wójcickiego, który łączył we Wrocławiu wiele funkcji – komentatora, dziennikarza i coacha. Dzięki Markowi otrzymaliśmy niesamowitą serię codziennych artykułów zamieszczonych na portalu Rzeczpospolitej i mam nadzieję, że dzięki temu brydż stał się dla wielu ludzi postronnych ciekawszy.

Teraz nadchodzi czas podsumowania imprezy od strony finansowej. Faktury ciągle do związku napływają, ale mam nadzieję, że w przeciągu dwóch tygodni uda mi się przedstawić sprawozdanie. Z jasnych stron należy podkreślić fakt, że Igorowi Chalupcowi udało się wynegocjować z WBF, iż otrzymujemy tantiemę od każdej pary zarejestrowanej w zawodach otwartych (oczywiście oprócz tych, którzy dołączali z rozgrywek teamowych) oraz przełożyć cześć naszych zobowiązań na przyszły rok.

Jedna uwaga do wpisu “Wrocławskie reminiscencje

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s