Szwagierka pyta prezesa

ASD_6594

Z Witoldem Stachnikiem rozmawia Elżbieta Szczebak

Tytułem wstępu

Tak sobie siedzimy w poświątecznym nastroju. Szwagier, szwagra żona i ja, czyli szwagierka. Wspominamy czasy zamierzchłe pierwszego wywiadu. Oj beztroskie to były czasy. Oj radośnie się szykowało do wyborów w PZBS-ie. Minęły lata. Cztery. Niby niewiele, acz mnóstwo się podziało w tym czasie. I jak tu zrobić wywiad beztroski i lekki, i przyjemny? Kto więc ciekaw, niech będzie gotów na szczerość bez makijażu. Będą pytania o to, co w prezesowaniu okazało się trudne i nie do końca udane, o rezygnację, o to, jak prezesowanie znosi rodzina, ale i te przyjemniejsze się znajdą. Zaczynamy. Szwagierka przepytuje szwagra, bo ciekawska jest. A szwagra żona z oddalenia, leżąc na sofie, się przysłuchuje. Dla niepoznaki dzierży książkę w dłoni. Taki intelektualny kaprys w tej rodzinie. Książek się kupuje zdecydowanie za dużo. To chyba jest jakaś przesada. Znaczy się: szwagier relatywnie za dużo kupuje. Żona szwagra się tym denerwuje. Już nie mamy gdzie ich upychać – marudzi. Zadziwia tylko szwagierkę, że żona szwagra, a jej siostra, widywana jest bardzo często z książką w dłoni. Jak teraz. Nonszalancko niby czyta, ale chyba słyszy. Przejdźmy więc wreszcie do wywiadu. Ma być część druga.

 

To zacznijmy od takiego pytania – proszę o spontaniczną odpowiedź: Mija dość burzliwa kadencja twojego prezesowania. Czego się dowiedziałeś o sobie w jej trakcie?

Uff, dość ostro rozpoczynamy. Myślałem, że najpierw miło pogawędzimy, a ty od razu z grubej rury.

No to dobrze. Może być delikatniej i milej. Gra to rywalizacja – jak w takiej atmosferze sprawdzają się przyjaźnie, czy są możliwe? Czy może różnią się czymś od przyjaźni bez brydża w tle?

Przyjaźnie oczywiście są. Nasi wspólni znajomi w Tarnowie to są znajomi związani z brydżem.

Czyli – przyjaźnie brydżem stoją?

No tak. Sprowadziliśmy się 20 lat temu do Tarnowa i tak się złożyło, że wszystkie nasze przyjaźnie zostały zawiązane poprzez brydża. Nawet te mojej żony.

A więc konkurencja w grze nie ma wpływu na przyjaźń?

Brydż jest grą zespołową, więc te przyjaźnie są potrzebne. W drużynie ważna jest atmosfera. Ja może teraz za czasów prezesowania trochę mniej gram. Może pytasz też o grę na bardzo wysokim poziomie – w tym względzie nie bardzo potrafię się wypowiedzieć. Dla mnie te przyjaźnie i znajomości są niesamowicie ważne.

Ja generalnie jestem laikiem brydżowym. Nie mam w ogóle pojęcia o poziomach i w zasadzie mnie one nie dotyczą. Ale skoro mówimy już o „poziomach“, to wiem, bo się trochę orientuję z różnych facebookowych postów, że młodzież odnosi brydżowe sukcesy i do tego międzynarodowe i zastanawia mnie, skąd się ta młodzież bierze?

Zawsze mieliśmy dobrych nauczycieli brydżowych. Poruszasz temat dla mnie bardzo ważny – młodzież.

Nauczyciele muszą mieć kogo uczyć.

To przede wszystkim, a druga sprawa– muszą być środki na to uczenie, aby wynagradzać nauczycieli i instruktorów. Ja wiązałbym młodzieżowe sukcesy z okresem powstania w Polsce gimnazjów. To był taki odpowiedni wiek dla dzieci do nauki brydża Dwa lata temu ruszyliśmy z programem „Sport Wszystkich Dzieci i staramy się w tej chwili mocno rozwijać tę grupę młodzieżową w sensie liczbowym – liczby zawodników, a także ośrodków. Mam nadzieję, że ten program, który powstał za mojej kadencji, będzie się rozwijał. A sukcesy faktycznie są duże. Mamy wielu pasjonatów, którzy uczą brydża i stąd biorą się te świetne wyniki młodzieżowe.

Ale ta młodzież skądś musi przychodzić, skąd ona się bierze?

Trafiamy do szkół, zaczynamy uczyć od podstaw, od zera.

Czyli to nie jest tak, że brydża przekazuje się pokoleniowo – rodzice, dziadkowie grają i ta pasja przechodzi z pokolenia na pokolenie?

Na pewno są też takie przypadki, bo nauka w domu i pomoc rodziców jest ważna, ale to nie tylko to. Jeśli rodzice grają, wtedy dzieciom jest łatwiej, mogą się w domu doskonalić. Ale mamy sporo dzieci i młodzieży, którą zaczynamy uczyć w szkołach i to przynosi znakomite efekty.

To, co mówisz, pokazuje, że jest przyszłość – świetlana przyszłość dla brydża?

Czy jest świetlana? Trudno mi stwierdzić. Chcielibyśmy tej młodzieży mieć jak najwięcej, ale też chcielibyśmy mieć jak najwięcej aktywnych brydżystów. A to nie jest proste, aby ich wszystkich przyciągać do Związku. Mogę jednak powiedzieć, że ta liczba rośnie i to traktuję jako swój duży sukces.

Konkurencja może być spora w epoce cyfryzacji, bo jednak młodzież siedzi w różnych – jak to się chyba mówi – kanałach, niekoniecznie przy stolikach brydżowych. Mam pytanie związane z cyfryzacją naszej codzienności: Czy ona jakoś ma wpływ na sport brydżowy?

Oczywiście, że ma. Można grać w internecie. Są specjalne platformy, na których można grać w brydża, czyli nie trzeba grać na żywo.

Hmm …, no i fajne to jest? Bo mnie w tym sporcie urzekało i przekonywało, że ludzie się zjeżdżają na te turnieje, spotykają się, widzą się, siedząc przy stoliku, face to face się to odbywa.

(Żona: Zasłony są). To na dużych turniejach się nie widzą przy stoliku (śmiech), bo siedzą za zasłonami.

Ale fizycznie siedzą przy jakimś stole.

Gra w internecie ma sporo plusów, jeśli chodzi o trening, o codzienną styczność z brydżem. To jednak nigdy nie zastąpi spotkania czy turnieju na żywo. A jednocześnie, jeśli spojrzymy z perspektywy osób niepełnosprawnych, to jest jednak dla nich duże ułatwienie w rywalizacji brydżowej. Ci, którzy nie mają szansy dojść czy dojechać na turniej, korzystają z takich platform. I to jest też spora grupa naszych zawodników, która rywalizuje w internecie. W szachy też można grać na żywo i można w internecie. Uważam, że jest to normalne.

Czyli raczej widzisz mniej „plusów dodatnich“?

Nie, ja widzę sporo plusów dodatnich. Dzięki internetowi mamy transmisje brydżowe z różnych zawodów – od tych największej rangi międzynarodowej po transmisje krajowe.

Jaką to ma oglądalność?

Sporą. Kilka tysięcy osób często ogląda taką rywalizację. Wprowadziliśmy jeszcze transmisję wideo z takich najważniejszych z najważniejszych zawodów. Oczywiście organizatorzy lokalnych turniejów narzekają, że internet zabija frekwencję, bo mniej ludzi przychodzi na turniej. Jednak z drugiej strony trudno nie widzieć, ile ta cyfryzacja przynosi korzyści i jak pomaga popularyzacji brydża.

Kusi mnie pewne pytanie politycznie niepoprawne – Ile jest w brydżu polityki i na ile polityka mogłaby uczyć się czegoś od brydża, może nie polityka, a politycy?

Brydż to po angielsku most. Coś co łączy, a nie dzieli. Różne zawody spotykają się przy brydżowym stoliku, i różne opcje polityczne również. I myślę, że to jakoś wielkiego znaczenia dla rywalizacji brydżowej nie ma. Polityka ma nieduży wpływ na brydża.

Czyli mogłaby się polityka sporo nauczyć od brydża, skoro jest on budowaniem mostów.

Przy brydżowym stoliku naprawdę spotykają się ludzie różnych opcji i wielu z polityków również w czasie wolnym gdzieś gra w turniejach lub podczas spotkań towarzyskich. Nie wszyscy w brydża sportowego, ale myślę, że jest to na tyle wspaniała rozrywka i rywalizacja, że wielu z nich z tego korzysta. A na ile się to przekłada na codzienne życie polityczne, tego nie wiem.

No to wróćmy do tego pierwszego pytania: Czego dowiedziałeś się o sobie w trakcie tej burzliwej kadencji prezesowania?

Okazało się, że to, co od zawsze traktowałem jako swoje zalety, np. komunikacja z ludźmi, nie zawsze sprawdza się w takiej obszernej grupie jak Zarząd, w której każdy chce zadbać o swoje interesy. Wydawało mi się, że świetnie to robię, że to jest takie coś, co jest moim wielkim atutem. No i niestety, to nie zawsze podczas tej kadencji zdawało egzamin. Czasami o to zbliżenie poglądów było bardzo trudno, co mnie martwi. Przekonałem się również, że najwięcej spokoju jest w domu (śmiech), gdzie mimo wszystko moje notoryczne nieobecności wcale nie są mile widziane. Cóż mogę więcej powiedzieć…

Możemy wrócić jeszcze do tego pytania. Ja lubię, jak widzisz, drążyć ten temat.

Dodam więc jeszcze jedną myśl teraz – kierowanie związkiem sportowym to jest kierowanie przedsiębiorstwem o budżecie około dwóch i pół miliona złotych. Całkiem niemałym. Pojawiają się tu w dużej mierze kwestie również menedżerskie.

Ale finansowo, z tego co mi się tak od czasu do czasu obijało o uszy, to raczej jest to sukces twojej kadencji?

Finansowo tak. Na tym polu związek ma pełną stabilizację. Przez całą kadencję posiadamy płynność finansową. Oczywiście przydałoby się nam znacznie więcej pieniędzy, ale racjonalnie gospodarujemy tym, co mamy. Nie wydajemy więcej niż mamy i to jest właśnie finansowa stabilizacja. W dużej mierze udało się poczynić oszczędności tam, gdzie to było możliwe. Generalnie Związek nie służy do zarabiania pieniędzy, ale do tego, aby korzyści odnosiło jak najwięcej zawodników poprzez szkolenia, poprzez możliwość udziału w zawodach międzynarodowych i krajowych. Związek ma organizować dobre imprezy, nie tylko mistrzowskie. Ma zapewniać tani sprzęt dla wojewódzkich oddziałów.

Ale mogłabym z tego wysnuć wniosek, że to niedogadywanie się dotyczyło głównie finansowych problemów?

Nie. W Zarządzie pojawiło się wielu bardzo fajnych ludzi. Wielu z nich z własną wizją tego, co chcieliby zrobić czy osiągnąć, i jak coś szło nie po ich myśli, to zaczynały się problemy. Trochę się ich uzbierało. Kilka relacji nie wytrzymało próby czteroletniej kadencji.

Ile to już lat się pasjonujesz tym sportem i nie znudziło Ci się jeszcze, pomijając cztery lata prezesowania, nie zmęczyło?

Cały czas jest we mnie ta chęć do działania, że można zrobić coś fajnego, coś nowego i coś, co przyda się społeczności brydżystów.

A ile lat, to bardzo trudno powiedzieć. W brydża sportowego od 2001 roku. Chyba już o tym mówiliśmy, powinniśmy przeczytać ten nasz poprzedni wywiad sprzed czterech lat.

Dochodzimy do tego punktu, w którym ty masz swoje wyobrażenie o tym wywiadzie, a ja swoje. I tu się jakoś nie spotykamy.

Wydaje mi się, że to mówiliśmy, że 2001 rok brydż sportowy, a wcześniej w domu rodzinnym brydż towarzyski z rodzicami. Jak na brydża sportowego, to stosunkowo niedługo. Chociaż już w tej chwili osiągnąłem pełnoletność, czyli 18 lat grania.

No widzisz, osiemnastka! Czyli trzeba by to jakoś uczcić!

Jakąś imprezę zrobić.

A tu się okazuje, że stoimy na końcu czteroletniej kadencji i uważasz, że nie wszystko było dobrze, czyli zmęczyło Cię to wszystko?

Były momenty, że zmęczyło i czasami nawet bardzo. Jak traktujesz wszystko serio, to jest to praca kilkanaście godzin dziennie, mnóstwo telefonów, dużo stresu. Musiałbym skłamać, żeby powiedzieć, że nie męczy. Chodzi więc o to, żeby znajdować też satysfakcję z tego, co się udaje zrobić.

Co jest dla ciebie oprócz brydża źródłem motywacji, przypływu energii?

Jest tego bardzo dużo i nie zmieniło się przez tę kadencję. Książki, filmy, koncerty, fotografia, wspólne wyjazdy – to wszystko w jakimś stopniu pozytywnie nakręca. Satysfakcja z dobrego koncertu czy ciekawego spotkania z ludźmi. O widzisz – ważny temat się pojawił: Ja bardzo lubię spotykać się z ludźmi i ich słuchać, i wyciągać jak najwięcej dla siebie z ich mądrości. Zawsze – i myślę, że o tym wiesz – na pierwszym miejscu jest rodzina. Wsparcie bliskich, w tym mojej czytającej właśnie książkę żony.

Ciekawa ta odpowiedź, bardzo ciekawa. Wiesz, że ja sobie przygotowałam te pytania. Ale ta odpowiedź prowadzi mnie prościutko do kolejnego: Wiemy, że masz trójkę dzieci w zasadzie już dorosłych, wkrótce trzydziestoletni staż małżeński i – jak na mój gust szwagierki – ta czwórka pojawiła się jakby na marginesie źródeł twojej motywacji. Jak myślisz, gdyby twoja żona, twoje dzieci przeprowadzały ten wywiad, to o co by cię zapytali? I oczekuję czterech odpowiedzi i cały czas mieścimy się w kontekście brydżowym. Chodzi mi o to, żebyś się wczuł się w twoją rodzinę.

Żona by mnie zapytała, dlaczego ta działalność powoduje, że tak mało czasu spędzam w domu? Nie jest to proste.

Bartek rzucił niedawno takie pytanie: po co ci to?

Myślę, że wszyscy mogliby mi zadać to pytanie (śmiech). Mogliby mnie zapytać, dlaczego robię to, a nie coś innego – może coś, co przyniosłoby więcej pożytku rodzinie, a nie tylko czasem rozstrojone nerwy (śmiech). Mam nadzieję, że nie mają z tym problemów i jak chcą zapytać, to pytają. Mamy dobry kontakt. I tam, gdzie jest to możliwe, żona i dzieci mi pomagają. Cieszę się chwilami, cieszę się, jak córka mnie pyta, czy razem pójdziemy do kina. Cieszę się, jak synowi proponuję wspólny koncert i on to akceptuje. Cieszę się, jak razem oglądamy transmisje sportowe. Cieszę się ze wspólnych dyskusji o książkach, a czasem wspólnych rozmów politycznych, ale te to ty głównie wywołujesz, jak przyjeżdżasz do Polski. To są takie rodzinne magiczne chwile.

Ale to z brydżem nie ma nic wspólnego.

Ale ja ich do brydża też nie namawiam. Wojtek tylko gra, choć teraz też trochę mniej, bo znalazł inną pasję – taniec. Żony przez 30 lat nie udało mi się przekonać…

No to po co ci to?

Każdy szuka wyzwań, żeby zrobić coś fajnego, co napędza. Samo działanie napędza, pozytywna adrenalina. Wszystkie rzeczy, które gdzieś tam w życiu robię, które są moją pasją, czy to jest fotografia, czy brydż, czy tworzenie książki, czy coś innego, staram się robić to na maksa. Nie stosuję wtedy żadnych półśrodków. Cieszę się, jak coś się udaje, ale ciężko mi, gdy coś pójdzie nie tak.

Mam nadzieję, że masz też dobry kontakt ze mną.

Ale o to się nie pytałaś.

Sam fakt, że przeprowadzam ten wywiad, interpretuję na moją korzyść, ale mogę się mylić (śmiech). Pytania nie mają jakiejś specjalnej kolejności, chyba mi zostało jeszcze co najmniej jedno. Kiedy myślisz „środowisko brydżowe“ – to jakie są Twoje spontaniczne skojarzenia.

Miłe spotkania. To, że dużo jeżdżę, wynika przede wszystkim z faktu, że lubię spotykać się i rozmawiać z ludźmi. Mam w tym środowisku wielu dobrych znajomych, nie chcę nadużywać słowa przyjaciół, bo to jest duże słowo, którym nie szafuję. Takich znajomych, z którymi mogę spotkać się nie tylko przy brydżu, i tak bardzo często się dzieje.

Wracamy ponownie do pytania pierwszego, bo ja się nie poddaję i chcę usłyszeć coś pozytywnego: Czego się dowiedziałeś w czasie tej kadencji o sobie?

Że mam w sobie dużą wiarę w pomyślny przebieg wydarzeń i dużą cierpliwość. Jestem otwarty i bardzo trudno mnie obrazić. Przy tym nawale zajęć okazało się, że dość umiejętnie gospodaruję swoim czasem. I okazało się, że potrafię, a może próbuję, być w kilku miejscach jednocześnie (śmiech).

Ja to myślałem, że ten wywiad nie będzie taki bardzo brydżowy. Trochę tych pytań okołobrydżowych było, ale zaskoczyłaś mnie znajomością tematu.

Zaraz się zdziwisz, co mam jeszcze w zanadrzu. Może już o to pytałam, ale uważam, że po czterech latach sporo mogło się zmienić i masz nową odpowiedź. Czy brydż ma nam coś do powiedzenia, nam, czyli wszystkim brydżowym laikom? Myślę o jakimś uniwersalnym przesłaniu.

Jak powiedział Churchil, to „najwspanialsza gra umysłowa”. Brydż jest wyjątkowym sportem, który łączy rywalizację, naukę, integrację i rozrywkę. Brydż pomaga w wielu rzeczach, takich jak umiejętność współdziałania, odporność na stres, odpowiedzialność, umiejętność negocjacyjna, umiejętność radzenia sobie z porażkami, rozwiązywania sytuacji konfliktowych, logiczne myślenie, obliczanie szans, ocena ryzyka i wreszcie podejmowanie decyzji. Na pewno nie wymieniłem wszystkiego, ale wymieniłem wiele. Uniwersalne przesłanie? Brydż uczy podejmowania decyzji, bo z jednej strony jest to rywalizacja sportowa, ale z drugiej to ciągłe podejmowanie decyzji. Cieszysz się, gdy podejmujesz je właściwie, cieszysz się, gdy współpraca w parze i w drużynie jest dobra. Czyli brydż zawiera wszystkie najważniejsze aspekty, które na co dzień spotykasz w życiu.

Podsumowując – brydż jest wspaniałą grą stymulującą umysł, uczącą myślenia strategicznego, współpracy w grupie oraz rywalizacji. Te atuty to klucz do rozwoju innowacyjności i umiejętności zarządzania.

Kandydujesz?

No tak. Kandyduję.

No to mnie zaskoczyło. Były przecież takie burzliwe momenty w tej kadencji – rezygnacja, potem powrót. Jak to w ogóle interpretujesz – rezygnacja, powrót i kandydowanie.

Jak widać nawet z tego wywiadu, brydż cały czas mnie kręci. A jeśli chodzi o rezygnację? Czasami trzeba się cofnąć o krok, aby pójść kilka kroków do przodu. Ten czas rezygnacji pozwolił mi wiele zrozumieć. Mówiłem już, że nie było jednej sprawy, która przesądziłaby o tym, że podjąłem taką decyzję. One się kumulowały. Ponadto pierwsza połowa roku ze względu na chorobę mojej mamy była dla mnie wyjątkowo trudnym czasem. Na pewno w konkretnym momencie ta decyzja nie była pozbawiona emocji. Zacytuję własny tekst do Świata Brydża „Decydując się na start w wyborach, wiedziałem, że łatwo nie będzie. Nie jestem pancerny, a walka na licznych frontach jest bardzo trudna, zwłaszcza gdy trzeba walczyć samemu. Z drugiej strony zostawiłem w PZBS-ie trzy lata ciężkiej pracy, dużo zdrowia i chciałbym jednak spróbować dokończyć to, co zacząłem. Bo wierzę, że warto”. Wielką szkodą byłoby nie kontynuować tego, co zostało zaczęte. Wbrew wielu krytykom uważam, że wiele dobrego udało się zrobić. Sama myśl o tym, że może wrócić poprzednia ekipa, powoduje, że musiałbym sam uznać te cztery lata za stracone. A na to nie mam najmniejszej ochoty. Oczywiście jest tam gdzieś ten element, że zrezygnowałem, ale ja autentycznie zrezygnowałem, a życie przyniosło to, co przyniosło.

No a jak ty oceniasz te cztery lata?

A to teraz będzie wywiad ze mną (śmiech)? Ja je oceniam jako burzliwe. Moje słowa klucze to: kumulacja, nawał pracy, myślę, że Cię zaskoczyło wiele rzeczy. Ciekawostką jest to dla mnie, jak moja siostra w to wszystko wchodziła. Wydaje mi się, że bardzo spokojnie do tego podeszła.

To może z nią też powinnaś przeprowadzić ten wywiad?

Spróbujmy.

(Żona: Ale to nie jest wywiad ze mną).

Teraz już jest (śmiech). Co się w Witku zmieniło przez te cztery lata?

(Żona: Jest bardziej nieobecny niż był. Bo prawie cały czas jest w tym brydżowym świecie, nawet jak jest w domu).

Ja uważam, że niewiele się zmieniłem. Ja duchem jestem cały czas z moją żoną.

A ‘propos pytań lekkich i przyjemnych: Myślałeś pewnie, że cię zapytam o liczbę przeczytanych książek?

No tak, np. czy udało mi się przeczytać albo oglądnąć wystarczająco dużo książek i filmów (śmiech).

(Żona: Na pewno udało ci się kupić nieskończoną liczbę książek).

Kupowanie książek chyba nie jest groźne.

Rozumiem, że nie boisz się odpowiedzialności.

Nigdy się nie bałem i nie boję.

Czy ty angażujesz się tylko w brydża?

Nie.

Tak zwana „krótka piłka“, ale nie będę się już dopominać o szczegóły. Mówisz, że jakieś fajne zakończenie by nam się przydało? Może być takie? Ja ci podziękuję. Ty mi podziękujesz. No, tak po prostu. Fajnie jest być twoją szwagierką. To jedna z moich ulubionych ról. Mogę sobie robić wywiady z tobą. W tym miejscu podziękujemy obowiązkowo i z przyjemnością: ty – żonie, ja – siostrze. A na samiuteńki koniec podziękujemy wszystkim, którzy dotrwali do końca tej wywiadowczej przepytywanki. Uwaga! Cdn.

Tarnów, 2 stycznia 2020

Fot. Krzysztof Jan Siwek

2 uwagi do wpisu “Szwagierka pyta prezesa

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s